poniedziałek, 4 lipca 2016

Rampart - Codex Metalum (2016)

Jeśli idzie o bułgarską scenę heavy metalową to nie jestem jej wielkim znawcą, a wręcz można by rzec, że nie wiem na jej temat prawie nic. Rampart, o którym tutaj będzie mowa powstał w 2002 roku w stolicy kraju Sofii, a najnowszy krążek dumnie zatytułowany „Codex Metalum” jest ich czwartym pełniakiem. Nazwa zespołu obiła mi się już o uszy przy okazji debiutu „Voice of the Wilderness”, który z tego co pamiętam zbierał przyzwoite opinie, ale szczerze mówiąc to nawet nie pamiętam nawet czy go w końcu przesłuchałem. Przechodząc do zawartości „Codex...” to jest ona raczej przeciętna. Po pierwszym numerze „Apocalypse or Theatre” myślałem, że będzie to straszne gówno. Nudny, bez mocy, zagrany jakby na siłę i co najistotniejsze z koszmarnymi wokalami Marii. To co ona wyprawia w tym wałku to jakaś masakra. Wyje, fałszuje, sepleni i ogólnie męczy niemiłosiernie. Później na szczęście jest już trochę lepiej i można przesłuchać płytę do końca, jednak w dalszym ciągu jej głos jest najsłabszym elementem kapeli. Co najciekawsze to jest ona najstarszym stażem muzykiem Rampart. Niebywałe, choć z drugiej strony tłumaczy czemu reszta jeszcze się jej nie pozbyła. Muzycznie natomiast mamy do czynienia z heavy/power metalem w europejskim wydaniu ze szczególnym naciskiem na Niemcy. Słyszalne wpływy to Grave Digger, Blind Guardian, ale nie brakuje też ducha brytyjskiej nowej fali. Utwory są zagrane poprawnie, ale niezbyt porywają i nie sądzę, żeby ktokolwiek poza najbliższym otoczeniem kapeli zapamiętał na dłużej którykolwiek z nich. Może z innym wokalistą miałyby większego kopa i ich odbiór byłby zdecydowanie lepszy. Słychać, że ci kolesie potrafią grać. Najlepszym tego przykładem są „Diamond Ark” i „Of Nightfall”, które naprawdę mogą się podobać, przynajmniej jeśli mowa o samej muzyce. Na koniec dostajemy jeszcze jeden z moich ulubionych numerów ślepego strażnika, a mianowicie potężny „Majesty”. Niestety w wykonaniu Rampart stracił wiele ze swojej siły i magii, a mimo tego i tak jest to chyba najjaśniejszy moment albumu. Nie sądzę, żebym jeszcze wrócił do tej płyty, ani czekał z mokrymi gaciami na kolejny krążek. No chyba, że zmienią osobę stojącą za mikrofonem.

3,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz