Dwoma poprzednimi krążkami
Brazylijscy thrashers zawiesili sobie poprzeczkę bardzo wysoko i nie
ukrywam, że nie byłem przekonany czy uda im się ją przeskoczyć.
Po kilkukrotnym przesłuchaniu „Near Life Experience” wciąż nie
jestem pewien czy jest to najlepszy ich materiał, ale z pełnym
przekonaniem mogę stwierdzić, że jest co najmniej tak samo
zajebisty jak poprzednik. Woslom należy traktować już jak
pewniaka, bo ciężko mi sobie wyobrazić, że mogliby wypuścić
spod swoich rąk jakieś chujostwo. Tutaj bezapelacyjnie rządzi
thrash metal. Mniej słyszalne tym razem są wpływy Metallici i
Megadeth, natomiast teraz szala przeważyła się bardziej w kierunku
Exodus, Death Angel czy nawet Heathen. Powalająca jest motoryka i
dynamika tych numerów powodująca mimowolne, obłąkańcze machanie
banią. Idealnym tego przykładem jest wałek tytułowy, chyba na tę
chwilę mój ulubiony, czy też następujący po nim „Brokenbones”.
Zresztą wszystkie są doskonale skomponowane i każdy z nich urywa
mosznę. Znakomite melodie potęgują jeszcze to dobre wrażenie i
sprawiają, że chce się do „Near Life Experience” często
wracać. Całość uzupełniają i ozdabiają rewelacyjne solówki,
ale to też nie jest zaskoczeniem w tym przypadku. Moc tych dźwięków
została podkreślona przez potężne, ale też przestrzenne i
selektywne brzmienie. Nie ma sensu dłuższe rozpisywanie się i
analizowanie każdej nuty. Tego trzeba słuchać i delektować się
jego zajebistością. Woslom nagrał kolejną już płytę, która
prezentuje najwyższy poziom i w chwili obecnej jest jednym z moich
ulubionych bandów prezentujących tę bardziej melodyjną formę
thrashu. Polecam wszystkim, nie tylko thrasherom zapoznanie się z
tym materiałem, a gwarantuję, że siła muzyki granej przez tych
czterech herbatników z Sao Paolo zmiecie wam dyńki z karków.
5,3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz