poniedziałek, 25 marca 2013
Open Fire - Lwy Ognia (2013)
Nareszcie jest! Po ponad 25 latach od nagrania dzięki reaktywowanemu klubowi płytowemu "razem" ukazał się oficjalnie debiut legendarnego Open Fire. Jak stwierdza wokalista Mariusz Sobiela, to chyba jakiś rekord. Ja również nie przypominam sobie teraz podobnego przypadku. Zresztą nie ma co rozstrząsać tego tematu. Radujmy się i cieszmy nasze uszy jednym z najlepszych metalowych albumów stworzonych w Prl-u. Podejrzewam, że większość zainteresowanych zna ten materiał czy to z empetrójek czy też z kasetowego bootlegu krążącego wśród fanów. Dopiero co wydana płyta cd zawiera dokładnie ten sam materiał nagrany podczas sesji w 1987 r. bez żadnych poprawek czy też bonusów. Ten album wygląda i brzmi tak jak miał wyglądać i brzmieć 25 lat temu. Sama muzyka to oczywiście wielka klasa. Oczywiście brzmienie pozostawia wiele do życzenia i u wielu młodych fanów słuchających nowocześniejszych odmian metalu może wzbudzać uśmiech, ale to nie jest raczej płyta skierowana do nich. Starzy maniacy i wszelcy zwolennicy oldskulu pewnie już zaopatrzyli się w tą płytę i słuchają jej z łezką wzruszenia. Heavy/Speed Metal wzorowany mocno na wczesnym Helloween (Walls of Jerycho) czy Running Wild porywa tak samo jak kiedyś. Takie numery jak "Open Fire", "Twardy jak Skała", "Ogień i Stal" czy "Lwy Ognia" to kwintesencja tej grupy i jedne z najlepszych utworów wykutych z polskiej stali. Dla starych fanów ten album to taki wehikuł czasu zabierający ich spowrotem do lat młodości. Dla młodych natomiast może być lekcją pokory, dzięki której zobaczą, że w tak podłych czasach, gdy był problem z miejscami do grania, sprzętem, koncertami itd., mimo tych wszystkich przeciwności tworzono w naszym kraju doskonały Heavy Metal w niczym nieustepujący "gwiazdom" z zachodu. Ten album to kult i obowiązek!
5,5/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz