poniedziałek, 25 marca 2013

Saratan - Martya Xwar (2012)


Mój pierwszy kontakt z tym materiałem nie był zbyt udany. Muzyka nie bardzo mi podeszła, uważałem ją za zbyt przekombinowaną, a samo jej słuchanie było dla mnie męczące. Po dłuższej przerwie postanowiłem dać Saratnowi kolejną szansę. Kilkanaście przesłuchań z rzędu sprawiło, że zostałem zauroczony. To nie jest muzyka łatwa, której się słucha podczas sprzątania, golenia czy innych zwykłych czynności. Tutaj potrzeba całkowitego skupienia się na tych dźwiękach i wczucia się w klimat. To już nie jest Thrash albo Death Metal, to jest Saratan. Grupa doskonale łączy brutalność z bliskowschodnim klimatem, a każdy utwór z osobna posiada swoją własną tożsamość. Jednak pomimo tego, że cały materiał jest wyrównany i nie ma słabych punktów to jednak druga część płyty całkowicie mnie nokautuje. Trzy zabójcze ciosy w postaci ponurego, wolnego, bardzo doom'owego okraszonego bardzo klimatycznym pianinem "Silent sound of Mourning" oraz dwóch szybkich killerów z rozpieprzającymi, wkręcającymi się w mózg riffami czyli "The Sacred Path of Martya Xwar" oraz "The God That Dissapear". W wersji live to musi być istne morderstwo. Na całej płycie słychać też różne instrumenty etniczne wprowadzające tajemniczy nastrój i bliskowschodni klimat. Płyta jest krótka, bo trwa zaledwie 37 minut, tak więc nie ma możliwości, żeby się znudzić. "Martya Xwar" jest jednym z ciekawszych albumów nagranych w Polsce jakie ostatnio słyszałem i najlepszym jaki nagrał Saratan. Zespół odnalazł już chyba swoją ścieżkę i jeśli będzie rozwijać się w tym tempie to aż strach pomyśleć co stworzy w przyszłości. Jeśli dacie tej płycie szansę nie zrażając się po pierwszy przesłuchu, to jest szansa, że długo się od niej nie uwolnicie. Ta muzyka uzależnia!
5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz