czwartek, 16 stycznia 2014

Tiger Junkies - D-Beat Street Rock N Rollers (2013)

A cóż to do chuja panka jest? Jakiś pedalski glam? Taka była moje pierwsza reakcja, gdy ujrzałem nazwę tego tworu. Okazało się, że jest to projekt dwóch popieprzeńców, Joel'a Grind'a (Toxic Holocaust) oraz Yasuyuki Suzuki (Abigail, Barbatos). Materiał ten ukazał się pierwotnie w 2008, ale 5 lat później pojawiła się nowa, zremasterowana przez Joela wersja, którą właśnie postaram się pokrótce opisać. Oprócz pierwotnego programu składającego się z 10 kawałków, płytkę uzupełniają 4 numery, które wcześniej pojawiły się na epce „Sick of Tiger”(2006) oraz dwa ze splitu z Bludwulf i Children of Technology(2011). To co gra ten amerykańsko – japoński tandem zboczeńców to wulgarny, pijacki i chamski miks metalu i punka. Słychać tu zarówno Venom, Motorhead jak i Discharge czy The Exploited. Czasem nawet pojawia się duch Helhammer, a w jednym fragmencie usłyszałem nawet Running Wild z debiutu, chociaż mogła być to tylko moja schiza. Kawałki są krótkie i zbudowane na najprostszych riffach, które słyszało się już pierdylion razy. Nie ma tu zmian tempa, nie ma instrumentalnej masturbacji(ta jest tylko w tekstach), ani tym bardziej kryształowego brzmienia. Teksty były chyba pisane na chwilę przed nagraniem i po spożyciu przepotężnej dawki alkoholu. A rządzą w nich takie romantyczne tematy jak dymanie dziwek, chlanie, masakrowanie pozerów, czy wspomniany wcześniej samogwałt, że przytoczę takie tytuły jak „Stupid Posers Deserve to Die”, „We Are Motherfuckers” czy „Tiger Bitch got a Fuck”. Szatana też nie mogło zabraknąć, więc mamy go chociażby w coverze Abigail „Satanik Metal Fucking Hell”. Jak więc widzicie nie jest to granie ani dla fanów Sonata Arctica, ani dla zwolenników ideologii gender. Natomiast zapijaczeni i nie skażeni polityczną poprawnością kataniarze powinni zdecydowanie sprawdzić Tiger Junkies, nie zważając na wyjątkowo z dupy nazwę.

3,7/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz