Dwa lata przerwy między płytami to
nie jest długi okres czasu, a tyle właśnie dzieli poprzedni album
„Street Law” od najnowszego „The Devil's Bandit”. Jednak w
obozie meksykańskiego Split Heaven doszło do sporych zmian. Po
pierwsze na pozycji gardłowego, gdzie Eligio Valenzuela został
zastąpiony przez Gian Carlo Farjat'a i uważam tę zmianę za dobrą.
Nowy nabytek zespołu śpiewa trochę niżej i bardziej drapieżnie
od poprzednika co znakomicie pasuje do nowego materiału. I tu
dochodzimy do kolejnej i chyba ważniejszej zmiany, którą jest sama
muzyka. Speedowe motywy zostały odstawione na boczny tor ustępując
miejsca klasycznemu, pełnokrwistemu heavy metalowi granemu trochę
na amerykańską nutę. Trzecią widoczną zmianą jest obecny
wizerunek zespołu (nie znoszę słowa image) stylizowany na dziki
zachód. Począwszy od zdjęć w ciuchach i kapeluszach
przypominających kowbojskie, aż po okładkę przedstawiającą
samotnego rewolwerowca idącego między leżącymi trupami przez
jakieś opuszczone miasteczko w promieniach zachodzącego słońca.
Całkiem klimatyczny zresztą obrazek. Dobra, czas przejść do
meritum. Poprzednie dwie płyty Split Heaven uważałem i uważam do
tej pory za kawał naprawdę dobrego speed/heavy metalu. Natomiast
„The Devil's Bandit” wznosi zespół na wyższy poziom zarówno
pod względem brzmienia, techniki jak i samych kompozycji. O nowym
wokaliście napisałem już wcześniej, ale dodam tylko, że wykonał
doskonałą robotę na tym krążku. Jednak tym co mnie najbardziej
urzekło jest gra duetu gitarowego Armand Ramos/Pedro Zelbohr.
Rewelacyjne soczyste riffowanie, znakomite melodie i pojedynki, a
przede wszystkim klimatyczne i po prostu idealnie zagrane i wpasowane
w utwory solówki grane przez obu muzyków. Wystarczy posłuchać
tego co się dzieje choćby w „Sinner”. Miodzio! Cała płytka
jest wyrównana jednak dwa kawałki odrobinę się wyróżniają,
jeden pozytywnie drugi wręcz przeciwnie. Zacznę od minusa. Jest
nim „Diamond Gaze” którego refren niesamowicie mnie irytuje. Nie
jest to całkiem beznadziejny numer, ale ten refren... Natomiast
pozytywnie wyróżnia się lekko hard rockowy „Right to Rule”,
który ma zadatki na koncertowego hita. Nie jestem specjalnym
zwolennikiem zmian jednak te, które zaszły w Split Heaven podobają
mi się bardzo. Świetna heavy metalowa płyta świetnego heavy
metalowego zespołu. Polecam zdecydowanie.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz