czwartek, 19 czerwca 2014

Reactory - High on Radiation (2014)



Jak widać źródło thrash metalu nie ma zamiaru wyschnąć z czego należy się tylko cieszyć. Co rusz kolejni młodzi gniewni pojawiają się na rynku z zamiarem dorównania bogom z lat ’80. To zadanie w zdecydowanej większości przypadków jest już na starcie skazane na niepowodzenie. Na całe szczęście nie zraża to kolejnych kapel i co chwila pojawiają się na scenie jakieś nowe nazwy. Ja, podobnie pewnie jak duża część z was, stałem się bardziej wybredny i już od dawna nie zachwycam się wszystkim z nalepką thrash. Poprzeczka poszła zdecydowanie w górę dzięki czemu jest co raz mniej gniotów, a z drugiej strony ciężko też czymś szczególnym się wyróżnić. Berlińską załogę Reactory poznałem w tamtym roku przy okazji epki „Killed by Thrash” i nie powiem, żeby mnie jakoś specjalnie porwali. Ot poprawne demówkowe granie i tyle. Natomiast tegoroczny pełnowymiarowy debiut „High on Radiation” to już zdecydowanie wyższa półka. Zespół dojrzał, okrzepł, słychać w ich graniu pewność, umiejętności techniczne każdego z muzyków znacznie wzrosły. Dużo też dała Reactory zmiana na pozycji perkusisty. Caue Santos gra bardzo pewnie, doskonale uzupełniając się z basistą Jonny’m Master’em, z którym wspólnie napędzają całą machinę. Wokalista Hans Hazard śpiewa wyraziściej i dużo agresywniej niż to bywało wcześniej. Brzmi trochę jak mieszanka Gerremii(Tankard) z Angelripperem(Sodom). No i na koniec wioślarz Jerry Reactor wygrywający całą masę ostrych jak brzytwa i interesujących riffów. Zresztą jego sola też można zaliczyć do plusów tego krążka. Reactory sporo czerpią ze swoich rodzimych wzorców, czyli przede wszystkim Destruction, Sodom, Tankard oraz tych zza oceanu jak Nuclear Assault, Dark Angel czy Evildead. Tutaj nie ma ani chwili wytchnienia, za to dostajemy nieustający thrashowy atak. Tempa są praktycznie cały czas szybkie lub bardzo szybkie co momentami może niektórym wydawać się nieco nużące. Mogłoby być troszkę więcej zmian tempa dzięki czemu płyta zyskałaby na różnorodności. Reactory gra bardzo intensywnie i poraża agresją. Na całe szczęście nie zapomnieli o technice, więc nie ma się wrażenia obcowania z bezsensownym łomotem. Szkoda tylko, że utwory trochę zlewają się ze sobą, ale i tak przy takich „Shell schock”, „Spreading Brutality” czy „Kingdom of Sin” bania sama zaczyna latać. Jedynym trochę wyróżniającym się z tej masy kawałkiem jest najdłuższy i najbardziej rozbudowany „Orbit of Theia”. Ogólnie rzecz biorąc „High on Radiation” należy uznać za bardzo udany debiut Niemców i z pewnością trzeba mieć na nich oko.
4,7/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz