Jeśli nazwa Imagika coś wam mówi, a
podejrzewam, że tak jest to powinniście kojarzyć pana Normana
Skinnera. To właśnie ten wokalista po rozpadzie Imagiki założył
nowy zespół nazywając go swoim nazwiskiem, zresztą całkiem
metalowo brzmiącym. Po wydaniu epki w 2012 roku kazali nam czekać
aż do tego roku na pełnowymiarowy debiut. Jednak trzeba podkreślić,
że było warto. Skinner gra rasowy US power/thrash będący
prawdziwą ucztą dla fanów gatunku. To co rzuca się w uszy to
niesamowicie gęste, soczyste i wgniatające w glebę gitary. Nie ma
się zresztą co temu dziwić, skoro w składzie jest aż trzech(!)
wioślarzy wliczając w to również byłego muzyka Imagiki Roberta
Kolowitza oraz jego 16-sto letniego syna Granta, który dołączył
do składu mając lat 13. Mocarne riffy i naprawdę klasowe sola nie
biorą jeńców. Czasem jest bardzo bezpośrednio z nastawieniem na
konkretne pierdolnięcie, a czasem pojawiają się bardziej
kombinowane zagrywki zbliżające się leciutko w kierunku progresji.
Co do samego Skinnera to śpiewa bardzo zróźnicowanie. Najczęściej
używa agresywnych wokali w średnich rejestrach, ale potrafi też
konkretnie wrzasnąć, niemal zagrowlować lub też zaśpiewać
delikatniej i bardziej melodyjnie. Pierwsza część płyty jest
szybsza i bardziej bezpośrednia. Składają się na nią same
konkretne strzały w postaci „Sleepwalkers”, do którego
nakręcono klip, czy też „Hell in My Hands”. Następnie zespół
raczy nas trochę wolniejszymi i bardziej klimatycznymi numerami w
postaci „Guilt Ridden”czy „Breathe the Lies”. Te ciężkie,
niemalże majestatyczne kompozycje wychodzą im równie doskonale.
Trzeci typ reprezentują utwory, w których zespół próbuje trochę
bardziej pokombinować. Czasem wychodzi to lepiej, a czasem jak w
przypadku „The Breathing Room” niestety gorzej. Połączenie
wrzasków i bardzo melodyjnego śpiewu nie kojarzy mi się najlepiej
dlatego uważam, że ten znakomity utwór został przez te partie
trochę zepsuty. Podobna sytuacja ma miejsce w „The Enemy Within”.
Na szczęście to tylko małe fragmenty. Album jest znakomicie
wyprodukowany, dzięki czemu brzmienie wręcz gniecie słuchacza.
Jednak jak na dobry US power, Skinner nie zapominają o dobrych
melodiach, których jest tutaj naprawdę dużo. Wszystko to jest
dodatkowo osnute mroczną atmosferą, która znakomicie podkreśla
zarówno muzykę jak i niewesoły przekaz płynący z liryków. Nie
brakuje też lekkiego epickiego sznytu co przywołuje skojarzenia z
Iced Earth. „Sleepwalkers” podoba mi się bardzo i podejrzewam,
że nie będę odosobniony w tej ocenie. Jest to debiut nagrany przez
doświadczonych(z jednym wyjątkiem oczywiście) muzyków co
zdecydowanie słychać. Power/Thrash w najlepszym wydaniu i totalny
mus dla fanów gatunku.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz