poniedziałek, 23 czerwca 2014

Skinner - Sleepwalkers (2014)

Jeśli nazwa Imagika coś wam mówi, a podejrzewam, że tak jest to powinniście kojarzyć pana Normana Skinnera. To właśnie ten wokalista po rozpadzie Imagiki założył nowy zespół nazywając go swoim nazwiskiem, zresztą całkiem metalowo brzmiącym. Po wydaniu epki w 2012 roku kazali nam czekać aż do tego roku na pełnowymiarowy debiut. Jednak trzeba podkreślić, że było warto. Skinner gra rasowy US power/thrash będący prawdziwą ucztą dla fanów gatunku. To co rzuca się w uszy to niesamowicie gęste, soczyste i wgniatające w glebę gitary. Nie ma się zresztą co temu dziwić, skoro w składzie jest aż trzech(!) wioślarzy wliczając w to również byłego muzyka Imagiki Roberta Kolowitza oraz jego 16-sto letniego syna Granta, który dołączył do składu mając lat 13. Mocarne riffy i naprawdę klasowe sola nie biorą jeńców. Czasem jest bardzo bezpośrednio z nastawieniem na konkretne pierdolnięcie, a czasem pojawiają się bardziej kombinowane zagrywki zbliżające się leciutko w kierunku progresji. Co do samego Skinnera to śpiewa bardzo zróźnicowanie. Najczęściej używa agresywnych wokali w średnich rejestrach, ale potrafi też konkretnie wrzasnąć, niemal zagrowlować lub też zaśpiewać delikatniej i bardziej melodyjnie. Pierwsza część płyty jest szybsza i bardziej bezpośrednia. Składają się na nią same konkretne strzały w postaci „Sleepwalkers”, do którego nakręcono klip, czy też „Hell in My Hands”. Następnie zespół raczy nas trochę wolniejszymi i bardziej klimatycznymi numerami w postaci „Guilt Ridden”czy „Breathe the Lies”. Te ciężkie, niemalże majestatyczne kompozycje wychodzą im równie doskonale. Trzeci typ reprezentują utwory, w których zespół próbuje trochę bardziej pokombinować. Czasem wychodzi to lepiej, a czasem jak w przypadku „The Breathing Room” niestety gorzej. Połączenie wrzasków i bardzo melodyjnego śpiewu nie kojarzy mi się najlepiej dlatego uważam, że ten znakomity utwór został przez te partie trochę zepsuty. Podobna sytuacja ma miejsce w „The Enemy Within”. Na szczęście to tylko małe fragmenty. Album jest znakomicie wyprodukowany, dzięki czemu brzmienie wręcz gniecie słuchacza. Jednak jak na dobry US power, Skinner nie zapominają o dobrych melodiach, których jest tutaj naprawdę dużo. Wszystko to jest dodatkowo osnute mroczną atmosferą, która znakomicie podkreśla zarówno muzykę jak i niewesoły przekaz płynący z liryków. Nie brakuje też lekkiego epickiego sznytu co przywołuje skojarzenia z Iced Earth. „Sleepwalkers” podoba mi się bardzo i podejrzewam, że nie będę odosobniony w tej ocenie. Jest to debiut nagrany przez doświadczonych(z jednym wyjątkiem oczywiście) muzyków co zdecydowanie słychać. Power/Thrash w najlepszym wydaniu i totalny mus dla fanów gatunku.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz