Ten lekko popieprzony twór pochodzi ze Stanów, a konkretnie
z Atlanty i gra misz-masz różnych gatunków od punka i crossover poprzez death
aż do grindcore’a. „Goathrower” to ich trzecia i najnowsza epka, a oprócz tego
mają też na koncie demo i splity. Jest to zaledwie 5 numerów i 9 minut muzyki i
mi ta dawka w zupełności wystarczy. Gdyby to trwało 2-3 razy dłużej chyba bym
nie przetrwał. Po prostu za dużo wszystkiego i robi się z tego niezły
pierdolnik. Jeszcze pierwsze dwa kawałki czyli tytułowy „Goathrower” i „Cherokee
Curse” na upartego dają radę. W gitarach jest mnóstwo punka i crossover (kłania
się D.R.I.), czasem przechodzą w niemalże deathowe motywy. W tym drugim numerze
pojawia się nawet blackowy patent przywodzący na myśl to co się grało w Norwegii
na początku lat ’90. Pojawiają się też grindowe przyśpieszenia, a taki „Cave of
Hatred” jest w całości utrzymany w tym stylu. Wokalista zamiennie wydobywa z
siebie wysoki wrzask lub niski pomruk przypominający Scotta Barnes’a z
pierwszych płyt Cannibal Corpse. No i jeszcze ta humorystyczna otoczka bijąca z
tego materiału. Ogólnie Spewtilator ma jakiś pomysł na siebie, słychać również,
że są dość sprawnymi muzykami i tego im odmówić nie można, ale też nikt nie
zmusi mnie do zachwytów nad nimi. Tym bardziej, że teksty będące apoteozą ćpania
(„Let’s Get Drugs”) też do mnie nie trafiają. Podsumowując na pewno znajdzie się
trochę osób, którym ten zespół może przypasować, ja chyba jednak podziękuję.
2,8/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz