Warto było czekać tyle czasu na nowe wydawnictwo Crosswind. Ich
ostatni i zarazem pierwszy oficjalny materiał ukazał się 4 lata
temu dzięki Stormspell rec. Tamta płyta była zbiorem ich dwóch
epek i z tego co pamiętam zrobiła na mnie jak najlepsze wrażenie.
Grecy, tym razem już w barwach No Remorse, przygotowali bardzo
smakowitą ucztę dla fanów power metalu. W składzie zaszła jedna,
ale bardzo istotna zmiana, bo na pozycji gardłowego. Nowy śpiewak
Vasilis Topalidis jest fantastycznym nabytkiem i doskonale wpasował
się w styl zespołu ze swoim mocnym i czystym głosem. Jego
najmocniejszym punktem są wysokie i melodyjne partie, w których
jest bezbłędny. Natomiast muzyka Crosswind nie uległa większej
zmianie poza tym, że jest dojrzalsza, mocniejsza i po prostu lepsza.
Zdecydowana większość utworów jest utrzymana w szybkich tempach,
a jedynym wyjątkiem jest marszowy „Grim Steeds” przywodzący na
myśl najlepsze czasy epickiego metalu. Podstawą muzyki Greków jest
z pewnością mocny i rozpędzony power metal, który w połączeniu
ze świetnymi melodiami tworzy mieszankę iście wybuchową. Ten
krążek aż kipi energią i radością grania. Tym co jeszcze
wyróżnia Crosswind są klawisze, ale na całe szczęście użyte w
odpowiednich proporcjach dają tym utworom dodatkową przestrzeń i
podniosłą atmosferę. Ale bez obaw, tutaj rządzą gitary. Sam
zespół określił swoją muzykę jako wypadkową melodyki NWoBHM,
szybkości i techniki niemieckiego poweru oraz amerykańskiej
epickości. I chyba coś w tym jest. Crosswind można nazwać
połączeniem Iron Maiden, wczesnego Helloween, Gamma Ray oraz
również wczesnych Queensryche czy Crimson Glory. Wracając do płyty
to jest dosyć krótka, bo trwa zaledwie 42 minuty, ale jak już
niejednokrotnie powtarzałem wolę krótsze i konkretniejsze strzały
niż przekombinowane męczenie buły. W tym wypadku jest idealnie, a
płyta przelatuje tak błyskawicznie, że nie pozostaje nic innego
jak tylko włączyć „repeat”. Wszystkie utwory od podniosłego
orkiestralnego intro „From the Ashes”, poprzez rozpędzone i
niezwykle melodyjne „Angels at War”, przebojowe „Aeons”, aż
do zamykającego „Eye of the Storm” są znakomite. Nie mu tu
żadnych mielizn czy wypełniaczy tylko 8(plus intro) power
metalowych ciosów o ogromnej sile rażenia. Crosswind nagrał
rewelacyjny album, który mam nadzieję nie przejdzie bez echa. Nie
jest to nic mega oryginalnego ani przełomowego, ale i tak sprawia
masę radochy, a o to chyba tak naprawdę chodzi. Ocena płyty to na
razie 5, ale przykładowo za tydzień może być wyżej, bo „Vicious
Dominion” ma w sobie tę zajebistą cechę, że z każdym
przesłuchaniem podoba mi się bardziej.
5/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz