sobota, 27 września 2014

Maltese Falcon - II (2012) (1986)

Po wydaniu w 1984 niezłego, ale nie powalającego debiutu „Metal Rush” zaczęły się problemy z ówczesną wytwórnią Roadrunner. Efektem tego był rozpad grupy i nie wydanie nagranego już drugiego krążka. Na szczęście w 2012 roku dzięki No Remorse wszyscy fani wreszcie mogli go posłuchać, a trzeba przyznać, że zdecydowanie jest czego. Pisząc bez ogródek jest to najlepsze co Maltese Falcon kiedykolwiek stworzył. Materiał pierwotnie nagrany w latach 1985-86 pomimo surowego jak tatar brzmienia poraża jakością muzyki. Słychać tu już fascynację amerykańską sceną, a takie nazwy jak Metal Church czy Savatage na pewno często przewijały się w rozmowach między muzykami. Poza tym pojawiają się też odniesienia do ich słynnych rodaków z Mercyful Fate. „II” to 8 utworów plus 2 koncertowe bonusy. Już pierwszy numer „Black Rain” daje nam obraz całej płyty i doskonale wprowadza w jej klimat. Mocarne riffy, wirtuozerskie sola, dynamiczna sekcja i potężny głos wokalisty to główne cechy tego wcielenia sokoła maltańskiego. Z tych dźwięków bije ogromna energia i słychać wkurwienie muzyków. Jest tu też całe mnóstwo zajebistych melodii przywodzących na myśl jedynkę Metalowego Kościoła. Całość jest przepełniona ciemną i wręcz ponurą atmosferą. W niektórych momentach na moich plecach pojawiają się wręcz ciarki jak chociażby w „Twilight Zone” czy „Behind the Fence”. Obok wspomnianych numerów wyróżniłbym jeszcze „Hell Hunter” i mój ulubiony na dzień dzisiejszy „The Refugee”. Pozostałe są równie wartościowe i na pewno nie można ich traktować jako wypełniaczy. Koncertowe bonusy jak można się domyślać mają jeszcze gorsze brzmienie, ale z tego co da się usłyszeć to również są niczego sobie. Wielka szkoda, że ten materiał nie ukazał się w swoim czasie, bo gdyby tak się stało to jestem przekonany, że nazwa Maltese Falcon byłaby dzisiaj dużo bardziej znana wśród metalowej braci, a „II” miałaby szansę stać się jednym z klasyków lat '80.


5,2/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz