Znów trzeba było się naczekać na
nowy album kalifornijczyków z FBF, ale na samym początku muszę
zdradzić, że było warto jak cholera. Ci goście już na „Plunging
into Darkness” zaprezentowali bardziej mroczne i brutalne oblicze
niż na debiucie, a teraz kontynuują i jeszcze rozwijają tę
stylistykę. Fueled by Fire a.d. 2013 zabija na śmierć! Tutaj już
nie ma miejsca na radosny traszyk i teksty o imprezowaniu. Jest tylko
śmierć, mrok i brutalna jazda od początku do końca. Ależ ja
uwielbiam takie granie! Kłania się stara Sepultura, Dark Angel,
Kreator, Slayer ale też Morbid Angel czy wczesny Death. W ogóle na
„Trapped in Perdition” słychać dużo oldskulowego śmierć
metalu i jak dla mnie zajebiście. Brzmienie jest selektywne,a
jednocześnie gęste, brutalne i dynamiczne. Trzeba pochwalić
kompozycyjne zdolności tych 4 typów. Każdy kawałek jest
rewelacyjny, a taki „Suffering Entities” to dla mnie absolutne
mistrzostwo świata. Riffy wyrywają wnętrzności, jadowite solówki
wgryzają się w mózg, a perkusyjny nieustający atak dopełnia
dzieła zniszczenia. Do tego unosząca się nad tymi dźwiękami
ponura aura podkreślona jeszcze tekstami traktującymi o ciemnych i
niezbyt miłych sprawach wykrzykiwanymi przez Ricka Rangela, oraz
znakomitą okładką. Ten materiał na żywca musi mordować. Będzie
można się o tym przekonać w lutym, kiedy grupa wpadnie do nas z
innymi zabójcami z Suicidal Angels. Jak widać i słychać Fueled by
Fire znaleźli swoją niszę w dzisiejszym thrash metalu i są w tej
chwili jednymi z najlepszych reprezentantów brutalniejszego
postrzegania tego gatunku. „Trapped in Perdition” to najlepsza
płyta jaką popełnił ten amerykański kwartet i znak, że nie
zamierzają ustępować pola. Ich ziomki z Bounded by Blood mogą
obecnie za nimi nosić sprzęt. Nie ta liga, Lubisz poprzedni album?
Ortodoksyjnie wyznajesz wymienione wyżej grupy? Jeśli tak to nawet
się nie zastanawiaj tylko zapieprzaj do sklepu po „Trapped in
Perdition”.
5,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz