środa, 9 października 2013

Lapida - Hate Leads Violence (2012)

Moment, w którym otrzymałem ten materiał do recenzji był moim pierwszym kontaktem z ta nazwą. Musiałem, więc zasięgnąć pomocy z pewnego źródła znanego jako metal archives i stamtąd dowiedziałem się, że Lapida to włoski kwartet założony już w 1999 roku w wiecznym mieście. Jak dotąd nie mogą się pochwalić zbyt obszerną dyskografią, bo udało im się zarejestrować jedynie promo w 2007 oraz debiut „Hate Leads Violence” wydany własnym sumptem w ubiegłym roku, o którym napiszę kilka zdań. Okładka przedstawiająca łysego, wkurwionego typa z giwerą przy głowie i pokazującego fucka oglądającemu, a także tytuł tego krążka świadczy o tym, że można się spodziewać agresywnego kopa w ryj. No i w sumie faktycznie tak jest. Thrash kojarzący się z późniejszym Slayerem może się podobać. Riffy nie są zbyt skomplikowane i ma się wrażenie słuchania ich na tysiącu innych płyt, ale pasują do tego grania. Bass czasem gra razem z wiosłami co powoduje ich zagęszczenie, ale też nadaje trochę nowocześniejszego wydźwięku, szczególnie w pierwszym numerze „Scream of Pain” i co nie bardzo mi się podoba. Wolę momenty gdy gra bardziej klasycznie. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze hard core'owa agresja i wściekły wokal również kojarzący się z tym gatunkiem. Mi zdecydowanie podobają się wolniejsze, walcowate fragmenty, w których riffy wręcz wyrywają trzewia jak w „Become wrath” czy „Curse and Death”. Słowo klucz do tej płyty to zdecydowanie wściekłość. Słychać, że ci kolesie podczas nagrywania byli maksymalnie wkurwieni i udało im się to przenieść na muzykę. Zresztą widać to także w tekstach, w których roi się od fucków. W ramach podtrzymania nienawistnego klimatu niektóre kawałki zaczynają się mówionymi wstawkami, albo samplami z jakichś filmów, które też wpasowują się w ogólny wydźwięk płyty. Nie jest to do końca moje granie, więc ocena nie będzie najwyższa. Myślę jednak, że fani takiego młócenia będą zadowoleni.

3,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz