poniedziałek, 17 czerwca 2013

Death SS - Resurrection (2013)

Pierwsze trzy płyty Death SS są dla mnie i pewnie dla wielu innych kultem absolutnym. Zespół uważany za najznamienitszego obok Kinga Diamonda przedstawiciela Horror Heavy Metalu zaczął później, gdzieś tak w okolicach płyty "Panic" eksperymentować z industrialnymi, elektronicznymi dźwiękami. Dla wielu starych fanów było to ciężkie do przełknięcia. Teraz po 7 latach przerwy ukazał się nowy album włoskiej legendy zatytułowany jakże oryginalnie "Resurrection". Ze sporymi obawami i z góry uprzedzony podszedłem do przesłuchania tej płyty choć okładka w klasycznym metalowym stylu wlała w serce trochę nadziei. Po pierwszym odsłuchu miałem niezły mętlik w bani, bo obok całkiem sympatycznych motywów pojawiały się obrzydliwe elektroniczne wstawki. Po kilku kolejnych uważnych odsłuchach wyłoniła się naprawdę ciekawa muzyka. To co prezentuje dzisiejszy Death SS można nazwać gotyckim heavy metalem. Dużo przebojowych, chwytliwych melodii, sporo potencjalnych hitów, które można by było puszczać w radiu. Wystarczy posłuchać takiego "Dionysus". Każdy utwór jest urozmaicony całą masą ozdobników takich jak kobiece wokale, smyczki czy różne dziwne mechaniczne odgłosy. Obok numerów szybkich znajdziemy też wolniejsze bardziej gotyckie "Star in Sight" czy niemal epickie i doomowe "The Song of Adoration", który jest najlepszym kawałkiem Death SS od lat. Nad całością unosi się ten specyficzny klimat kojarzący się nieodłącznie z kapelą Steve'a Sylvestra. Obok wybitnie gotyckiego charakteru znajdziemy tez tutaj naprawdę dużo klasycznych heavy metalowych motywów. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na znakomite solówki, które są prawdziwą perełką tego albumu. Dobrego riffowanie też nie brakuje jak np. w numerze "Premonition" od 4 minuty czy też hard rockowo/stonerowym "Santa Muerte". I wszystko byłoby bardzo dobrze gdyby nie ta pieprzona elektronika. Wiem, że Death SS jest specyficznym zespołem i Steve Sylvester ma swoją wizję, ale ja jestem tradycjonalistą i nie znoszę wszystkiego powiązanego ze tematem industrial/electro. Dla mnie te dodatki zbyt często psują dobre utwory i pomimo tego, że w przypadku "Resurrection" jakoś udało mi się je przetrawić to jednak ocenę muszę obniżyć choćby dla zasady. Reasumując Death SS nagrał najlepszą płytę od 1997 roku i każdy fan będzie zadowolony. Reszta może z ciekawości sprawdzić, ale jeśli ktoś dotąd nie rozumiał fenomenu tego zespołu to po tej płycie też raczej nie zrozumie.
4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz