środa, 12 czerwca 2013

Demona - Metal Through the Time (2012)

Ostatnio mam konkretną zajawkę na scenę chilijską. Co rusz jakiś zespół z tamtych rejonów kładzie mnie na łopatki, więc miałem nadzieję, że z Demona będzie podobnie. A gdy jeszcze zobaczyłem, że grają speed metal to już byłem kupiony na starcie. Grupa obecnie po przeprowadzce działa w Kanadzie i z połączenia tych dwóch scen powinien wyjść majstersztyk. Zespół od 2007 roku wydał milijon epek, demówek i splitów, aż wreszcie w ubiegłym roku pojawił się pierwszy pełnowymiarowy album. Zawarta na nim muza to oldskulowy, energiczny speed metal, który naprawdę miał szanse konkretnie zaistnieć na scenie. Czemu miał? Otóż jest pewien feler, a jest nim główna dowodząca, śpiewająca (jęcząca? zawodząca? sapiąca?) gitarzystka Tanza. Ta podobno całkiem sympatyczna niewiasta po prostu nie umie śpiewać. O ile gra na instrumencie (hehe) nie sprawia jej problemów to już głos tak. Z początku myślałem, że ona tak celowo, że niby takie założenia. Nie mogłem uwierzyć, że nikt jej nie powiedział, że coś jest nie tak. Czasem brzmi jakby coś ją bolało, a czasem jakby miała ruję. Może jakimś dewiantom będzie się podobało, ja podziękuję. Gdyby nie te nieszczęsne wokale to byłoby bardzo dobrze, a gdy w tytułowym kawałku śpiewają gościnnie inni wokaliści to robi się wręcz znakomicie. Dziewczyno, skup się na gitarze, bo gra na niej wychodzi Ci naprawdę dobrze, dokooptuj wokalistę/wokalistkę z prawdziwego zdarzenia i świat stanie przed Wami otworem. na razie za muzykę 5, za wokal 1. Tak więc wychodzi

3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz