I znów niezmordowany Ced w natarciu.
Tym razem jest to drugi pełny krążek sygnowany nazwą Rocka
Rollas. Nie tak dawno podniecałem się debiutem tego projektu i tym
razem będzie podobnie. Ten kolo ma niesamowity zmysł do
komponowania heavy metalowych hiciorów. Posłuchajcie choćby takich
„Metalive” czy przede wszystkim „Heavy Metal Strikes Back”,
by zrozumieć o co mi chodzi. Patrząc na jego twórczość pod
jakimkolwiek mianem widać, że nie chodzi mu o bycie oryginalnym,
tylko o to, by grać swoją ukochaną muzykę i tworzyć zajebiste
kawałki. Ten krążek nie jest ani lepszy ani gorszy od debiutu.
Jest dokładnie tak samo znakomity. Ogień wręcz wylatuje z
głośników, a gitary napierdalają nas klasycznymi riffami przez
cały czas trwania tego cacka. Połączenie wpływów Priest, Maiden
i Running Wild oraz szybkości i energii speed metalu dało znakomity
efekt już po raz kolejny. Obok wspomnianych wyżej numerów na uwagę
zasługują też otwierający materiał „Night of the Living
Steel”, ostry, niemalże thrashowy „Blazing Wings” oraz lekko
zalatujący klimatem hamburskich piratów „Swords Raised in
Victory”. Natomiast „Warmachine From Hell” rozpoczyna się
niczym „The Clansman” wiadomo kogo. Ced już standardowo nagrał
wszystko sam, jednak wokalnie wsparł go znany do niedawna z
Hellhound, a obecnie z Shadowkiller Joe Liszt. Aktualnie Rocka Rollas
ma już pełny skład i nic tylko czekać na koncerty. Na żywca ich
muzyka będzie urywać łby, dupy i wszystko inne. W tym momencie już
wiem, że będę brał w ciemno każdy materiał, który wyjdzie spod
łap tego młodego fanatyka. Po fenomenalnym Blazon Stone i świetnym
Mortyr, tym razem czas na Rocka Rollas. Moc!
5,2/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz